Będąc w Berlinie poruszaliśmy się metrem, pieszo oraz rowerami publicznymi. W Berlinie widzieliśmy przynajmniej 4 różne rodzaje systemów: LIDL-BIKE, BYKE, MOBIKE, DEEZER next bike.
Z racji tego, że posiadam już konto w Next Bike postanowiłem wypróbować tę opcję na obczyźnie. Przed wyjazdem dopytywałem się Was czy ktoś jeździł po Berlinie NB, niestety, ale odzew był słaby 😉
Konto jest kompatybilne – założone w Polsce działa także za granicą, spokojnie można wypożyczać rower.
System jest nieco inny niż w Polsce. Nasz krajowy NB posiada 3 generację, czyli rowery wypożyczamy i zwracamy w stacjach, ewentualnie można przypiąć je na linkę do umiejscowionych obok stojaków. Zarówno w Polsce jak i w Niemczech można wypożyczyć rowery przez aplikację. Aplikacja ta, z której korzystam w Polsce działa również za granicą. Dużą różnicą natomiast jest opcja parkowania rowerów 4 generacji, dzięki czemu zostawia się rower (a licznik pobiera opłaty) w trakcie postoju, dzięki temu osoba wracająca ma możliwość kontynuacji jazdy rowerem. W Polskich systemach ten mechanizm również funkcjonuje ale trochę inaczej. Przy wypożyczeniu roweru dostajemy 4 cyfrowy kod dzięki, któremu możemy przypiąć rower na linkę z zamkiem na szyfr. I co najważniejsze rowery są mega dostępne, potrzeba tylko mieć dostęp do internetu.
Flota to 5 000 rowerów w samym Berlinie.
Jak już wcześniej wspominaliśmy system w Berlinie jest bardziej zawansowany. Składa się ze stacji tak jak u nas, jednak na każdym z rowerów znajduję się terminal z GPSem, przeze nas nazywany kalkulatorem ;). Rower wypożyczyć można przez telefon, dzwoniąc na infolinię i podając numer roweru albo za pomocą aplikacji bądź karty kredytowej (tej opcji nie sprawdzaliśmy).
Opłaty – pierwsze 30 min za darmo ale dopiero po zalogowaniu się na konto DEEZER.
W przypadku braku zarejestrowania się na koncie DEEZER, za każde rozpoczęte 30 minut płacimy 1 euro.
Strefowość – tutaj należy zaznaczyć że posiadanie systemu 4 generacji ma swoje wady i zalety. Ogromną zaletą jest to, że „wielki brat patrzy” czyli system widzi gdzie się poruszamy. Odczuliśmy to bardzo ponieważ nie doczytaliśmy, że można się poruszać po wyznaczonym obszarze. W przypadku Berlina, teren zawężony jest do tzw. ringu metra.
Postanowiliśmy z Maćkiem na rowerach pojechać do Spandau, co zaowocowało nową historią 😉
Dowiedziałam się o tym przez smsa, w którym zachęcono mnie do sprawdzenia konta, na którym widniało obciążenie prawie 250 zł….
Opłata wiąże się z zebraniem roweru spoza strefy przez serwisantów. Na szczęście pomoc koleżanki Kaśki i jej umiejętności języka niemieckiego wpłynęły na operatora (za co bardzo dziękujemy 😉 ). Zakończyło się tylko na pouczeniu, a opłaty serwisowe zostały anulowane. Ufff jesteśmy o 250 zł bogatsi 😉
Pisząc ten artykuł sprawdziłam mapę, dwa rowery, którymi podróżowaliśmy stoją nadal w Spandau 😉
Rower – niby podobny ale jednak są różnice, nie widzieliśmy tandemów, dziecięcych rowerów, elektryków ani cargo w systemie NB. Rowery są wyposażone w koszyki, które do tej pory widywałam w Warszawie – dzięki temu można do nich włożyć rzeczy różnego gabarytu.
Rowery, którymi jeździliśmy posiadały 3 przerzutki (Berlin jest płaskim miastem), więc w zasadzie spełniały swoją rolę. Najważniejszą różnicą jednak jest posiadanie „kalkulatora”, o którym wcześniej wspominałem oraz linki z trzpieniem do parkowania, który wkłada się między szprychy w przednim kole – trochę taki O-lock.
W zasadzie to widzieliśmy tylko jeden niesprawny rower, który nie miał pedałów. A na zdjeciu widoczne międzynarodowe oznaczanie zepsutych rowerów (odwrócone siodełko).
Obserwacje:
Poza nami widzieliśmy przez 4 dni tylko 4 osoby, które jeździły na publicznych rowerach w Berlinie. Niemcy większość przejazdów wykonują na swoich prywatnych rowerach.
Rowery stoją wszędzie, pod blokami – CAŁĄ NOC, a większość z nich to po prostu rowery, których raczej nikt nie ukradnie 😉
Klaudia Waryszak – Lubaś i Maciej Lubaś
Świdnik Miasto Dla Rowerów